Wydawałoby się, że policyjny radiowóz powinien być jednym z najbezpieczniejszych miejsc, jakie można sobie wyobrazić, ale dla pewnej osiemnastolatki dziesięć lat temu był miejscem najgorszej traumy jej życia. I dopiero po dziesięciu latach sąd przyznał dziewczynie zadośćuczynienie – 150 tysięcy złotych.
Aż dekady potrzebowali sędziowie z Katowic, by dojść do wniosku, że sprawa gwałtu na nastolatce dokonanego przez tyskich policjantów będących na służbie może być przyczyną jej złego samopoczucia, depresji a potem innych dolegliwości zdrowotnych.
W maju dziesięć lat temu 18-letnia wówczas Beata wieczorem wracała sama do domu. Zatrzymało ją dwóch policjantów patrolujących miejskie ulice radiowozem. Zmusili ją, by wsiadła do pojazdu, a potem wywieźli do lasu. Tam dziewczyna została przez nich kilkukrotnie brutalnie pobita i zgwałcona.
Potem wrócili do miasta, a funkcjonariusze kazali 18-latce wysiąść na ulicy. Na szczęście była na tyle przytomna, że ukradkiem zabrała zużyte prezerwatywy.
To właśnie ona były najważniejszym dowodem w sprawie, bo choć one wraz z materiałem zabezpieczonym w radiowozie nie pozostawiały żadnych wątpliwości to przed sądem dopiero rozpoczynała się batalia o ich skazanie. Wyrok skazujący w tej sprawie zapadł dopiero w 2008 roku, obaj, byli już, policjanci zostali skazani na dwa lata i osiem miesięcy.
Przez ten czas dla dziewczyny każda rozprawa była mordęgą i poniżeniem, bo żony obu funkcjonariuszy, kiedy tylko mogły, wyzywały ją od najgorszych. Zresztą dziewczyna do tej pory od niektórych ludzi w Tychach słyszy, że żadnego gwałtu nie było, a wszystko to sobie zmyśliła, sama tego chciała i biednym policjantom złamałam życie.
Co czuje dziewczyna, która zostaje zgwałcona przez umundurowanych policjantów i przez pięć lat czeka na ich skazanie pomimo bezdyskusyjnych dowodów?
Ulga? Nie było czegoś takiego. Cały czas wszystkiego się bałam, czułam sama do siebie obrzydzenie. Wpadłam w depresję. Kilka razy chciałam odebrać sobie życie. Trafiłam do szpitala psychiatrycznego. Można więc powiedzieć, że najlepsze lata swojego życia spędzam na wymazywaniu tego, co się stało.
W końcu ktoś poradził dziewczynie, żeby ta oddała do sądu sprawę o zadośćuczynienie. Zażądała pół miliona złotych, ale miesięcy temu katowicki Sąd Okręgowy zasądził jej 95 tysięcy złotych.
Co interesujące skarb państwa oraz byli już policjanci od wyroku się odwołali. Uznali, że to suma skandalicznie wysoka. Ona też się odwołała. Sąd niedawno „dodał jej” 55 tysięcy.